Muzyka

sobota, 28 lutego 2015

III

Schyliłam się i wyrwałam cebulę z ziemi. To już ostatnia. Wrzuciłam ją do wiaderka i wyprostowałam się. Poczułam ostry ból w krzyżu. Cholera.
Ze szpitala wyszłam wczoraj. Byłam tam przez tydzień. Co prawda Connor powiedział strażnikom, żeby mnie nie przemęczać, ale oni po prostu go olali. Skończyło się na tym, że harowałam tu już jakieś półtorej godziny. Bez żadnej przerwy.
Nagle w powietrzu rozległ się dźwięk gwizdka.
Przerwa. Boże, dzięki ci! Bez zbędnych ceregieli po prostu położyłam się na ziemi. Jęknęłam czując przeszywający ból w plecach. Zamknęłam oczy.
- Wyglądasz okropnie - usłyszałam nad sobą delikatny dziewczęcy głos. Wydawał się być wręcz stworzony do śpiewania.
- Zabij mnie, Agnes - mruknęłam. Otworzyłam oczy.
Nade mną stała drobna dziewczyna z krótkimi, kasztanowymi włosami, ubrana w pomarańczowe ciuchy. Kolor jej ubrania wskazywał na jej moc - telepatię.
- Gdybym mogła kogoś zabić, to nie byłabyś to ty - powiedziała z powagą, po czym usiadła na grządce obok mnie.
- Wiem.
Z  powrotem zamknęłam oczy.
Poczułam jak ktoś delikatnie dotyka moją dłoń, a po chwili doznałam dziwnego uczucia czyjejś obecności w moim umyśle. Nie broniłam się. Już dawno pozwoliłam Agnes na ćwiczenie swoich umiejętności w moim umyśle. Za to ja mogłam eksperymentować na niej. Mimo, że kilka razy skończyło się to niegroźnymi poparzeniami bądź dziwnymi huśtawkami emocji, obie bardzo korzystałyśmy na tym układzie. Ostatnio na przykład udało mi się wypracować umiejętność palenia materiału bez uszkadzania skóry. To było naprawdę coś.
Nagle Agnes syknęła i puściła moją rękę. Spojrzałam na nią pytająco.
- Masz bardzo wyraziste wspomnienia - powiedziała. - Te dźwięki...
A więc chodziło jej o fale. No tak. Po chwili znowu złapała mnie za rękę.
Wpatrywałam się w niebo. Było piękne. Jego błękit mąciły jedynie pojedyncze białe chmurki. Przeszło mi przez głowę, że niebo po drugiej stronie, za murami, musi być jeszcze piękniejsze.
- Czyli jednak na coś się przydałam - mruknęła nagle moja towarzyszka.
- Nie rozumiem. O co chodzi? - zapytałam trochę zdezorientowana.
- Wiesz, kiedy siedziałam ci w głowie, nie przeglądałam tylko twoich wspomnień i bawiłam się emocjami. Budowałam też bariery.
- To znaczy?
- To znaczy, że twój umysł jest bardzo trudny do zdobycia i uszkodzenia. Dzięki temu nie zmieniłaś się też w warzywo, gdy zaatakowali cię falami.
- Wow - byłam naprawdę pod wrażeniem. - Dzięki.
Było mi trochę głupio, że podczas gdy ja podpalałam jej ubrania, ona wzmacniała mój umysł.
- Nie ma za co - uśmiechnęła się, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce.
Rozległ się donośny dźwięk gwizdka, który oznaczał powrót do pracy.
- Mój Boże - jęknęłam.
Agnes wstała i podeszła do "swoich" grządek. Ja też się podniosłam. Spojrzałam z rezygnacją na jeszcze nie zebrane warzywa.
- Buraki, nadchodzę - mruknęłam.


***


- Alex? - usłyszałam cichy głos Steph.
- Tak?
Była noc, a ja leżałam na górnej części dwupiętrowego łóżka. Pode mną "mieszkała" Stephanie.
- Myślałam o tym, co powiedział ci twój przyjaciel.
Słowa "twój przyjaciel" wypowiedziała wręcz z odrazą. Nie podobała jej się moja znajomość z Connorem.
- I? - Moja przyjaciółka jest typem myśliciela, więc miałam nadzieję, że coś wykombinuje.

- Myślę, że to jedna wielka ściema - powiedziała zdecydowanym tonem.
- No nie wiem...
- Alex, pomyśl - wyszeptała zniecierpliwiona. - Przecież nie mogliby nas zabić!
-Właściwie to czemu? Przecież tylko im ciążymy - stwierdziłam.
- Bo to nie etyczne! Zaraz odezwaliby się jacyś obrońcy praw człowieka.
- A trzymanie nas tu jak w więzieniu, znęcanie się nad nami i wykorzystywanie do niewolniczej pracy jest etyczne?! - prychnęłam. - Chyba sama w to nie wierzysz. Nie dla nas obrońcy praw człowieka, przecież my nie jesteśmy ludźmi!
Nastała cisza. Dopadły mnie wyrzuty sumienia, że tak ostro zareagowałam.
- W każdym razie na pewno nas nie zabiją - wyszeptała moja przyjaciółka.
Wzdrygnęłam się.
- Są gorsze rzeczy od śmierci, Steph - powiedziałam.

***

Kolejny, ciężki dzień pracy. Było lato - okres zbiorów, więc czekały mnie jeszcze kilka takich dni. A przynajmniej tak myślałam.
Wszystko stało się tak szybko.
Rozległ się trzask głośnika, a potem usłyszałam spokojny, stanowczy głos.
" Wszyscy czerwoni mają natychmiast wrócić do swoich bunkrów, umyć się, a następnie stawić na placu"
Informację powtórzono jeszcze dwa razy.
Usiadłam zrezygnowana na ziemi. A więc zaczęło się. Wczoraj po rozmowie ze  Steph stwierdziłam, że rzeczywiście nas nie zabiją. Z pewnością będą chcieli nas wykorzystać. A to będzie gorsze niż śmierć.

Siedziałam tak jeszcze z 10 minut, zanim podszedł do mnie strażnik.
- Nie słyszałaś ogłoszenia?! Wstawaj!
Spojrzałam na niego tępo.
-Nigdzie nie idę - mruknęłam.
Strażnik wkurzony już nie na żarty, brutalnie złapał mnie za ramiona i próbował postawić mnie na nogi. Zaczęłam się z nim szarpać. Mężczyzna był ode mnie dwa razy większy, ale i tak udało mi się go lekko zranić, a mianowicie podrapałam go po tej jego krzywej twarzy. Wrzasnął i uderzył mnie w brzuch z taką siłą, że poleciałam na ziemię.
Przez chwilę leżałam na mokrej glebie i wpatrywałam się w niebo. Moment później stały się naraz dwie rzeczy - postanowiłam sobie, że kiedyś zobaczę niebo spoza obozu i strażnik zaczął płonąć.





Hej, to ja! Wiem, że troche mnie tutaj nie było, ale musiałam coś załatwić i troszke mi to zajeło. Co do opowiadania - wiem, że na razie momentami wieje nudą, ale obiecuję, że za rozdział, dwa to się zmieni!^^ Do zobaczenie :*

-A

środa, 24 grudnia 2014

II

Stałam pośrodku małego, pustego pomieszczenia. Ściany pomalowane były na nieskazitelną biel. Naprzeciwko mnie wisiało duże lustro. Spojrzałam na swoje odbicie.
Czarne, skołtunione włosy miałam związane w kucyk, a brwi śmiesznie nastroszone. Nienaturalnie jasnoniebieskie oczy wyglądały na zmęczone. Nos miałam lekko odstający. Dolna warga była widocznie większa od górnej, jednak obie były popękane. Krwistoczerwona koszulka upiornie kontrastowała z moją bladą skórą.
Rozejrzałam się po pokoju nie chcąc, aby umknęły mi jakiekolwiek szczegóły. Byłam niemal pewna, że po drugiej stronie lustra stoją zarządcy obozu i mnie obserwują. W górnym kącie pomieszczenia zauważyłam mały głośnik. Podeszłam do drzwi. Były pozbawione klamki. Zaklnęłam cicho. To nie skończy się dobrze.
Zastanawiałam się, czy mnie zabiją. W sumie nie byłaby to najgorsza śmierć.
"Alex Hudson. Zginęła w obronie godności."
Brzmiałoby całkiem nieźle... Tyle, że pewnie moje ciało zostanie spalone, a proch gdzieś rozsypany.
Moje rozmyślenia przerwał głośny trzask z głośnika.
Łoho! Zaraz się zacznie.
- Kogo my tu mamy? - Usłyszałam niski, kobiecy głos. - Alex Hudson. Oczywiście. Dlaczego mnie to nie dziwi?
Na moich ustach pojawił się kpiący uśmieszek.
- Miło panią znowu słyszeć, pani dyrektor - powiedziałam z przekąsem.
- Komu miło, temu miło.
- Jasne. - Dlaczego to ona narzekała, a ja byłam w coraz lepszym nastroju, skoro to mnie mieli zaraz ukatrupić?
- Postąpiłaś niewybaczalnie przewodząc buntowi czerwonych - zaczęła oficjalną przemowę.- Zdajesz sobie sprawę z tego, że wielu strażników trafiło przez was do szpitala z powodu ciężki poparzeń?
- Oczywiście - odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy, co chyba jeszcze bardziej ją zdenerwowało.
- I nie masz przez to żadnych wyrzutów sumienia? - Jej głos przesiąknięty był furią, a jednocześnie bezradnością.
- Najmniejszych.
Mogłyśmy ich zabić. Ich wszystkich. Co do jednego. Dziewczyny nawet tego chciały, ale ja im zabroniłam. "Nie będziemy się zniżać do ich poziomu. Nie jesteśmy takie jak oni", powiedziałam. Miałam przeczycie, że niedługo pożałuję tych słów.
- A więc zostaniesz ukarana.
Moje serce zabiło trochę szybciej.
- W jaki sposób, jeśli mogę wiedzieć? - zapytałam, jednocześnie przeklinając się za drżenie głosu.
- Niestety, ostatnio zakazano nam uśmiercania czerwonych, więc nie umrzesz - westchnęła. - Jednak myślę, że twoja kara będzie równie bolesna.
Głośnik trzasnął upiornie, co oznaczało zakończenie transmisji. Za chwilę miałam otrzymać swoją karę.
Wzięłam głęboki oddech. Poprawiłam kucyk, przygładziłam rozczapirzone brwi i pogiętą bluzkę. Może to głupie, ale dzięki tym prostym czynnościom poczułam się trochę pewniej.
Nagle głośnik znowu trzasnął.
Opcje były dwie - albo dyrektorka miała mi coś jeszcze do powiedzenia, albo chcieli mnie ukarać falami.
Gdy usłyszałam okropny szum dochodzące z głośnika, pomyślałam "Wytrzymasz. To tylko twój własny umysł. Jak twój umysł może być twoim wrogiem?"
Najwyraźniej mógł. Po dwudziestu sekundach leżałam już na podłodze skulona w kłębek. Ręce zacisnęłam na głowie. Czułam, jakby mój mózg płonął, i to płomieniami, których nie jestem w stanie opanować. W żołądku miałam zapewne stado wściekłych szerszeni, a w mięśniach zalęgły się gryzące mrówki. Wiłam się na ziemi wrzeszcząc, krzycząc i kopiąc, ale to nic nie dawało. Po chwili nawet tego nie mogłam robić, gdyż moje mięśnie całkowicie zwiotczały. Umierałam. Czułam, że umieram. Za chwilę nastąpi koniec i to wszystko się skończy.
Nagle wszystko ucichło. Szum zniknął.
Po jakiejś minucie, która wydawała się wiecznością, odzyskałam czucie w mięśniach.
Próbowałam wstać, lecz gdy tylko to zrobiłam zwymiotowałam na nieskazitelnie czystą podłogę. Zrezygnowana położyłam się z powrotem na ziemi. Zobaczyłam czarne plamy przed oczami. Straciłam przytomność.

***

Otworzyłam oczy. Wokół mnie wirowały różne rozmazane kształty, których nie byłam w stanie ich rozróżnić.
Pod palcami wyczułam materiał. Leżałam.
- Co z nią? - usłyszałam męski głos. Miałam wrażenie, że skądś go znam, ale za nic nie mogłam sobie przypomnieć skąd.
- Nie jest najlepiej - drugi głos musiał należeć do starszego mężczyzny.
- Przeżyje?
- Och, z pewnością - zapewnił drugi głos. - Ale po takiej dawce fal nie wszystko wróci do normy.
- Rozumiem - pierwszy rozmówca był wyraźnie zaniepokojony.
Umilkli. Zastanawiałam się, co mogły oznaczać słowa "nie wszystko wróci do normy". Pewnie będę częściowo sparaliżowana, albo... stracę swoją moc. Ta myśl mnie przeraziła. Nie mogłam stracić mocy! Byłam dumna z tego, że jestem czerwoną. Jak mogłam nagle stać się... zwykła?!
Gdzieś obok mnie urządzenie zaczęło pibczeć, co jeszcze bardziej mnie zestresowało. A może drugi głos się mylił i jednak umrę? To byłoby lepsze niż życie bez mocy.
Nagle wokół mnie zrobił się wielki chaos.
- Doktorze, co robić? - zapytał ktoś.
- Jest jeszcze za wcześnie. Niech śpi dalej.
Po kilkunastu sekundach odpłynęłam.

***

Gdy obudziłam się po raz drugi była noc. Na stoliku nocnym była włączona lampka. Czułam, że ktoś trzyma mnie za rękę. Zamrugałam, próbując przywrócić obrazowi ostrość.
Na moim łóżku siedział młody chłopak. Brązowe włosy miał rozczochrane,a oczy zamknięte. Drzemał. Nasze palce były luźno splecione.
- Connor? - odezwałam się.
Chłopak otworzył oczy i gwałtownie zamrugał.
-Alex! - Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Puścił moją dłoń i delikatnie mnie przytulił. Pachniał lekami i środkiem do dezynfekcji.
- C-co się stało? - miałam małe trudności z mówieniem.
- To ty mi lepiej powiedz - Wymierzył we mnie oskarżycielsko palca. - Wiem, że za mną tęskniłaś i bardzo chciałaś się ze mną zobaczyć, ale nie musiałaś wymyślać czegoś takiego. Wystarczyło zwymiotować czy coś, poza tym...
Przewróciłam oczami. Cały Connor. Podczas, gdy on gadał, ja przyjrzałam mu się uważnie. Od naszego ostatniego spotkania urosły mu włosy. Mimo, że był starannie wypielęgnowany, w jego oczach widać było zmęczenie. To niedobrze.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - zapytał.
Zamrugałam.
-Tak... tak.
- To co przed chwilą powiedziałem?
Zignorowałam jego pytanie i zaczęłam opowiadać:
- Chciałyśmy po prostu dać nauczkę strażnikom. Podpaliłyśmy tylko ich ubrania. Z resztą i tak po pięciu minutach z alarmów przeciwpożarowych trysnęła woda. Gdy już wszystkich ugasili, kazali nam iść do swoich bunkrów, a po pół godzinie przyszli po mnie.
-Widziałem tych strażników -mruknął po chwili. - Nie tylko ich ubranie było przypalone.
- Tylko trochę ich przypaliłyśmy - wzruszyłam ramionami.
Uniósł brwi, a w jego oczach widziałam oskarżenie. Poczułam złość.
- Nic nie wiesz, Connorze Smith! Nic! -wrzeszczałam jak opętana. - Nie wiesz, co oni nam robią! Nie wiesz!
Poczułam jak do oczu napływają mi łzy. Cała się trzęsłam. Connor bez słowa mnie przytulił.
- Czego nie wiem? - zapytał cicho.
- W jakich okolicznościach tu trafiłam. Dzięki czemu się poznaliśmy.
Czułam, jak delikatnie głaszcze mnie po głowie. Nie kazał opowiadać.Czekał.
- Byłam wtedy na polu, wykopywałam ziemniaki. Wtedy podszedł do mnie strażnik - zadrżałam. - Myślałam, że może chce mnie zbesztać, że za wolno pracuje... Ale on zaczął mnie dotykać, wsadził rękę pod moją koszulkę... - Poczułam jak mięśnie Connora napinają się. - Jego ręka zaczęła płonąć i wtedy uderzył mnie w twarz, łamiąc nos.
Connor był wtedy stażystą-asystentem lekarza i zajął się moim niegroźnym złamaniem. Od tego czasu się przyjaźnimy.
- Teraz ty mi powiedz, co się stało - zażądałam.
Odsunął się ode mnie i z powrotem usiadł na moim łóżku.
- Fale, którymi cię zaatakowano nie wyrządziły ci prawie żadnej krzywdy, chociaż teoretycznie powinny zrobić z ciebie słabą na umyśle osobę - oznajmił.
- Jak to możliwe? - zapytałam.
- Nie wiem.
Zmarszczyłam brwi.
- Powiedziałeś "prawie żadnej krzywdy" - zauważyłam.
- Tak - westchnął. - Bardzo możliwe, że od czasu do czasu będą cię męczyły uporczywe migreny.
- Jakoś to przeżyję.
Nagle mi się coś przypomniało.
- Wyłączyłeś...? - spojrzałam na wiszącą nade mną małą kamerę.
- Tak, nic się nie martw.
Stał przez chwilę w milczeniu, co było do niego nie podobne.
- Jest coś jeszcze - raczej stwierdziłam niż zapytałam.
- Szykują coś dużego, Alex. Na was i na pomarańczowych. Obawiam się, że to może być wasz koniec.

~~~
JEST! NARESZCIE! W KOŃCU! UDAŁO SIĘ!
Mam nadzieję, że cieszycie się tak samo jak ja. Może nie jest to najlepszy fragment, jaki napisałam, ale najgorszy też nie jest, so ENJOY IT!

WESOŁYCH ŚWIĄT!
i do zobaczenia w następnym rozdziale ;)

-A.



środa, 10 grudnia 2014

post informacyjny

Cześć! Przepraszam wszystkich, ale następny rozdział powinien pojawić się dopiero w okolicy świąt, gdyż jestem pozbawiona domowego internetu ;-; (Aktualnie siedzę w KFC i zajadam się bsmartem chociaż powinnam wkuwac fizykę )
Wybaczcie 
A.

piątek, 28 listopada 2014

I


Siedziałam w wielkiej stołówce, przy wielkim stole, na wielkiej ławie długości jakichś piętnastu metrów. Wydawać by się mogło, że w tej sali wszystko jest dużo. Może i tak było, ale dla naszej około stu osobowej grupy dziewcząt to nie wystarczało. Cisnęliśmy na ławie do granic wytrzymałości, a i tak nie którzy musieli jeść na stojąco.
Na myśl o tym, że miałam zamiar za kilka chwil rozpętać tutaj piekło, czułam wzrastający niepokój.
Skończyłam jeść swoją brązową breję (zwaną także obozowym obiadem) i odsunęłam talerz. Próbowałam ukryć wygłodniałe spojrzenia w stronę pełnych jedzenia misek innych, ale chyba niezbyt mi to wychodziło, bo Steph podsunęła mi swój talerz.
- Masz - powiedziała.
- Stephanie... Nie możesz tak cały czas mnie dokarmiać - zaczęłam. - Ty też musisz.... - zamilkłam widząc wpatrzone we mnie nienawistne oczy jednego ze strażników. Zacisnęłam pięści.
Jeszcze nie teraz.
- Daj spokój - Szeptała tak cicho, że tylko ja mogłam ją usłyszeć. - Zjadłam połowę talerza zupy i nie jestem już głodna. A ty chyba nie chcesz, żeby takie dobre jedzenie się zmarnowało, prawda? - zapytała z sarkazmem.
Spojrzałam na przyjaciółkę. Miała brązowe włosy sięgające jej do pasa, szare oczy, drobny nosek i wargi, które idealnie do siebie pasowały. Była bardzo szczupła, nawet jak na obozowiczkę. A ja od jakiegoś czasu zjadałam jej połowę obiadu...
Spojrzałam sceptycznie na stojącą przede mną breję. Dobre to to nie było, ale...
Tym razem mój żołądek zaburczał o wiele za głośno. Dziewczyna siedząca naprzeciw mnie stłumiła chichot.
Dwie minuty później miska przede mną była już pusta, żołądek szczęśliwy, natomiast sumienie wołało o pomstę do nieba... znowu.
Jednak nie miałam czasu o tym myśleć, gdyż nadeszła godzina 0. Za chwilę miało się okazać, jak bardzo strażnicy radzą sobie z czerwonymi.
Rozejrzałam się po sali. Widziałam, że inni obozowicze obserwują mnie kątem oka. Próbowałam nie okazywać zdenerwowania, tym co miałam zaraz zrobić... Co wszyscy mieliśmy zrobić.
Zawsze wiedziałam, że mam w sobie charyzmę i to coś, co przekonuje do mnie innych ludzi. Ale nigdy bym nie powiedziała, że tyle osób na to pójdzie. A na tą akcję zgodzili się wszyscy.
Potrząsnęłam głowa. Przecież o to mi chodziło. Zebrać wszystkich czerwonych i dać wycisk strażnikom - to był mój plan, moja misja. Musimy im pokazać, że nas, władających ogniem, nie da się zastraszyć, że będziemy walczyć o wolność do końca, do ostatniej kropli krwi.
Poczułam czyjąś lodowatą dłoń zaciskającą się na mojej ręce.
- Jeszcze możesz się z tego wycofać, Alex - W oczach Stephanie widziałam czysty strach. - Wystarczy, że nie dasz znaku. Nikt nie będzie cię winił, jeśli odpuścisz.
- Nie, Steph - Wyrwałam rękę z jej lodowatego uścisku. - Nie mogę odpuścić. Nie chcę.
Spuściła głowę.
- Jak wolisz - mruknęła.
Jednak dopadły mnie wątpliwości. A co, jeśli wszyscy zginą? To, że dzięki tej akcji nie uda nam się uciec było niemal pewne. Chcieliśmy tylko pokazać, że nadal walczymy. Ale jeśli karą za ten bunt będzie śmierć? Śmierć wszystkich czerwonych. Sama nie bałam się śmierci, ale co jeśli zginie Stephanie? A gdy chłopcy usłyszą mój sygnał i zamieszki w dziewczęcej stołówce, to na pewno też się przyłączą. A co, jeżeli zginie Jon? Nie mogłam sobie pozwolić na utratę brata i przyjaciółki.
- Steph - odezwałam się. - Jeżeli nie chcesz nie musisz się przyłączać. Może d...
Nagle poczułam  mocne uderzenie w tył głowy. Oszołomiona odwróciłam się, aby zobaczyć sprawcę.
Przede mną stał około czterdziestoletni zarośnięty strażnik. Na jego twarzy widniał okrutny uśmieszek.
- Nie gadać! - ryknął mi prosto w twarz.
Nawet się nie spodziewał, jak wiele te słowa będą go kosztować.
Powoli wstałam. Czułam na sobie spojrzenia wszystkich. W uszach brzmiały mi słowa, które kiedyś powiedziała mi moja babcia, gdy miałam jakieś dziewięć lat: "Nikt nie może cię po­niżyć bez two­jej zgody*".
Zagwizdałam przeciągle. Na ten sygnał wszystkie obozowiczki wstały. Na twarzy strażnika odmalowało się zdziwienie. Poczułam moc wypełniającą całe moje ciało.
- Co do...? - Nie zdążył dokończyć pytania. Jego ubranie stanęło w płomieniach.

~~~~

BA DUM TSS! No i mamy pierwszy rozdział. Jest trochę krótki, ale mam nadzieję, że Was zaciekawił i z chęcią przeczytacie drugi ;)
-A.

*słowa Eleonory Roosevelt

czwartek, 27 listopada 2014

Spis treści

Prolog

Siedziałam sama na zimnej podłodze wpatrując się w ścianę. Zza drzwi dochodziły krzyki bólu i agonii. Zrobiło mi się jeszcze zimniej.
Musisz tu zostać i wyjść dopiero jak wszystko ucichnie, powiedział. Musisz mi zaufać.
Całe życie musiałam robić rzeczy, których robić nie chciałam. Dlaczego nie mogłabym zrobić tego ten ostatni raz?
Powietrze przedarł kolejny ogłuszający krzyk.
Dlatego.
Schowałam twarz w dłoniach. Chciało mi się płakać. W powietrzu czuć było zapach dymu.
Położyłam się na podłodze i skuliłam. Wciąż słyszałam ostatnie dwa zdania, które wypowiedział, zanim zamknął mnie w tej piwnicy.
Musisz nam pomóc, Alex. Jesteś naszą jedyną nadzieją.
Chciało mi się umrzeć.

wtorek, 25 listopada 2014

Bohaterowie

Alex Hudson
17 lat |czerwona 


Stephanie Besser
18 lat |czerwona


Agnes Lee
16 lat | pomarańczowa


Connor Smith
24 lata | zdrowy

Jon Hudson
19 lat |czerwony