Muzyka

piątek, 28 listopada 2014

I


Siedziałam w wielkiej stołówce, przy wielkim stole, na wielkiej ławie długości jakichś piętnastu metrów. Wydawać by się mogło, że w tej sali wszystko jest dużo. Może i tak było, ale dla naszej około stu osobowej grupy dziewcząt to nie wystarczało. Cisnęliśmy na ławie do granic wytrzymałości, a i tak nie którzy musieli jeść na stojąco.
Na myśl o tym, że miałam zamiar za kilka chwil rozpętać tutaj piekło, czułam wzrastający niepokój.
Skończyłam jeść swoją brązową breję (zwaną także obozowym obiadem) i odsunęłam talerz. Próbowałam ukryć wygłodniałe spojrzenia w stronę pełnych jedzenia misek innych, ale chyba niezbyt mi to wychodziło, bo Steph podsunęła mi swój talerz.
- Masz - powiedziała.
- Stephanie... Nie możesz tak cały czas mnie dokarmiać - zaczęłam. - Ty też musisz.... - zamilkłam widząc wpatrzone we mnie nienawistne oczy jednego ze strażników. Zacisnęłam pięści.
Jeszcze nie teraz.
- Daj spokój - Szeptała tak cicho, że tylko ja mogłam ją usłyszeć. - Zjadłam połowę talerza zupy i nie jestem już głodna. A ty chyba nie chcesz, żeby takie dobre jedzenie się zmarnowało, prawda? - zapytała z sarkazmem.
Spojrzałam na przyjaciółkę. Miała brązowe włosy sięgające jej do pasa, szare oczy, drobny nosek i wargi, które idealnie do siebie pasowały. Była bardzo szczupła, nawet jak na obozowiczkę. A ja od jakiegoś czasu zjadałam jej połowę obiadu...
Spojrzałam sceptycznie na stojącą przede mną breję. Dobre to to nie było, ale...
Tym razem mój żołądek zaburczał o wiele za głośno. Dziewczyna siedząca naprzeciw mnie stłumiła chichot.
Dwie minuty później miska przede mną była już pusta, żołądek szczęśliwy, natomiast sumienie wołało o pomstę do nieba... znowu.
Jednak nie miałam czasu o tym myśleć, gdyż nadeszła godzina 0. Za chwilę miało się okazać, jak bardzo strażnicy radzą sobie z czerwonymi.
Rozejrzałam się po sali. Widziałam, że inni obozowicze obserwują mnie kątem oka. Próbowałam nie okazywać zdenerwowania, tym co miałam zaraz zrobić... Co wszyscy mieliśmy zrobić.
Zawsze wiedziałam, że mam w sobie charyzmę i to coś, co przekonuje do mnie innych ludzi. Ale nigdy bym nie powiedziała, że tyle osób na to pójdzie. A na tą akcję zgodzili się wszyscy.
Potrząsnęłam głowa. Przecież o to mi chodziło. Zebrać wszystkich czerwonych i dać wycisk strażnikom - to był mój plan, moja misja. Musimy im pokazać, że nas, władających ogniem, nie da się zastraszyć, że będziemy walczyć o wolność do końca, do ostatniej kropli krwi.
Poczułam czyjąś lodowatą dłoń zaciskającą się na mojej ręce.
- Jeszcze możesz się z tego wycofać, Alex - W oczach Stephanie widziałam czysty strach. - Wystarczy, że nie dasz znaku. Nikt nie będzie cię winił, jeśli odpuścisz.
- Nie, Steph - Wyrwałam rękę z jej lodowatego uścisku. - Nie mogę odpuścić. Nie chcę.
Spuściła głowę.
- Jak wolisz - mruknęła.
Jednak dopadły mnie wątpliwości. A co, jeśli wszyscy zginą? To, że dzięki tej akcji nie uda nam się uciec było niemal pewne. Chcieliśmy tylko pokazać, że nadal walczymy. Ale jeśli karą za ten bunt będzie śmierć? Śmierć wszystkich czerwonych. Sama nie bałam się śmierci, ale co jeśli zginie Stephanie? A gdy chłopcy usłyszą mój sygnał i zamieszki w dziewczęcej stołówce, to na pewno też się przyłączą. A co, jeżeli zginie Jon? Nie mogłam sobie pozwolić na utratę brata i przyjaciółki.
- Steph - odezwałam się. - Jeżeli nie chcesz nie musisz się przyłączać. Może d...
Nagle poczułam  mocne uderzenie w tył głowy. Oszołomiona odwróciłam się, aby zobaczyć sprawcę.
Przede mną stał około czterdziestoletni zarośnięty strażnik. Na jego twarzy widniał okrutny uśmieszek.
- Nie gadać! - ryknął mi prosto w twarz.
Nawet się nie spodziewał, jak wiele te słowa będą go kosztować.
Powoli wstałam. Czułam na sobie spojrzenia wszystkich. W uszach brzmiały mi słowa, które kiedyś powiedziała mi moja babcia, gdy miałam jakieś dziewięć lat: "Nikt nie może cię po­niżyć bez two­jej zgody*".
Zagwizdałam przeciągle. Na ten sygnał wszystkie obozowiczki wstały. Na twarzy strażnika odmalowało się zdziwienie. Poczułam moc wypełniającą całe moje ciało.
- Co do...? - Nie zdążył dokończyć pytania. Jego ubranie stanęło w płomieniach.

~~~~

BA DUM TSS! No i mamy pierwszy rozdział. Jest trochę krótki, ale mam nadzieję, że Was zaciekawił i z chęcią przeczytacie drugi ;)
-A.

*słowa Eleonory Roosevelt

3 komentarze:

  1. Blog fajnie się zapowiada :) . Mam nadzieje, że niedługo będzie następny rozdział ;) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział powinien pojawić się w przyszłym tygodniu ;)

      Usuń
  2. Hej. Zapraszam na NOWY spis fanfictionhttp://kraina-fanfiction.blogspot.com/ ! Mam nadzieję, że wpadniesz! <3

    OdpowiedzUsuń