Muzyka

sobota, 28 lutego 2015

III

Schyliłam się i wyrwałam cebulę z ziemi. To już ostatnia. Wrzuciłam ją do wiaderka i wyprostowałam się. Poczułam ostry ból w krzyżu. Cholera.
Ze szpitala wyszłam wczoraj. Byłam tam przez tydzień. Co prawda Connor powiedział strażnikom, żeby mnie nie przemęczać, ale oni po prostu go olali. Skończyło się na tym, że harowałam tu już jakieś półtorej godziny. Bez żadnej przerwy.
Nagle w powietrzu rozległ się dźwięk gwizdka.
Przerwa. Boże, dzięki ci! Bez zbędnych ceregieli po prostu położyłam się na ziemi. Jęknęłam czując przeszywający ból w plecach. Zamknęłam oczy.
- Wyglądasz okropnie - usłyszałam nad sobą delikatny dziewczęcy głos. Wydawał się być wręcz stworzony do śpiewania.
- Zabij mnie, Agnes - mruknęłam. Otworzyłam oczy.
Nade mną stała drobna dziewczyna z krótkimi, kasztanowymi włosami, ubrana w pomarańczowe ciuchy. Kolor jej ubrania wskazywał na jej moc - telepatię.
- Gdybym mogła kogoś zabić, to nie byłabyś to ty - powiedziała z powagą, po czym usiadła na grządce obok mnie.
- Wiem.
Z  powrotem zamknęłam oczy.
Poczułam jak ktoś delikatnie dotyka moją dłoń, a po chwili doznałam dziwnego uczucia czyjejś obecności w moim umyśle. Nie broniłam się. Już dawno pozwoliłam Agnes na ćwiczenie swoich umiejętności w moim umyśle. Za to ja mogłam eksperymentować na niej. Mimo, że kilka razy skończyło się to niegroźnymi poparzeniami bądź dziwnymi huśtawkami emocji, obie bardzo korzystałyśmy na tym układzie. Ostatnio na przykład udało mi się wypracować umiejętność palenia materiału bez uszkadzania skóry. To było naprawdę coś.
Nagle Agnes syknęła i puściła moją rękę. Spojrzałam na nią pytająco.
- Masz bardzo wyraziste wspomnienia - powiedziała. - Te dźwięki...
A więc chodziło jej o fale. No tak. Po chwili znowu złapała mnie za rękę.
Wpatrywałam się w niebo. Było piękne. Jego błękit mąciły jedynie pojedyncze białe chmurki. Przeszło mi przez głowę, że niebo po drugiej stronie, za murami, musi być jeszcze piękniejsze.
- Czyli jednak na coś się przydałam - mruknęła nagle moja towarzyszka.
- Nie rozumiem. O co chodzi? - zapytałam trochę zdezorientowana.
- Wiesz, kiedy siedziałam ci w głowie, nie przeglądałam tylko twoich wspomnień i bawiłam się emocjami. Budowałam też bariery.
- To znaczy?
- To znaczy, że twój umysł jest bardzo trudny do zdobycia i uszkodzenia. Dzięki temu nie zmieniłaś się też w warzywo, gdy zaatakowali cię falami.
- Wow - byłam naprawdę pod wrażeniem. - Dzięki.
Było mi trochę głupio, że podczas gdy ja podpalałam jej ubrania, ona wzmacniała mój umysł.
- Nie ma za co - uśmiechnęła się, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce.
Rozległ się donośny dźwięk gwizdka, który oznaczał powrót do pracy.
- Mój Boże - jęknęłam.
Agnes wstała i podeszła do "swoich" grządek. Ja też się podniosłam. Spojrzałam z rezygnacją na jeszcze nie zebrane warzywa.
- Buraki, nadchodzę - mruknęłam.


***


- Alex? - usłyszałam cichy głos Steph.
- Tak?
Była noc, a ja leżałam na górnej części dwupiętrowego łóżka. Pode mną "mieszkała" Stephanie.
- Myślałam o tym, co powiedział ci twój przyjaciel.
Słowa "twój przyjaciel" wypowiedziała wręcz z odrazą. Nie podobała jej się moja znajomość z Connorem.
- I? - Moja przyjaciółka jest typem myśliciela, więc miałam nadzieję, że coś wykombinuje.

- Myślę, że to jedna wielka ściema - powiedziała zdecydowanym tonem.
- No nie wiem...
- Alex, pomyśl - wyszeptała zniecierpliwiona. - Przecież nie mogliby nas zabić!
-Właściwie to czemu? Przecież tylko im ciążymy - stwierdziłam.
- Bo to nie etyczne! Zaraz odezwaliby się jacyś obrońcy praw człowieka.
- A trzymanie nas tu jak w więzieniu, znęcanie się nad nami i wykorzystywanie do niewolniczej pracy jest etyczne?! - prychnęłam. - Chyba sama w to nie wierzysz. Nie dla nas obrońcy praw człowieka, przecież my nie jesteśmy ludźmi!
Nastała cisza. Dopadły mnie wyrzuty sumienia, że tak ostro zareagowałam.
- W każdym razie na pewno nas nie zabiją - wyszeptała moja przyjaciółka.
Wzdrygnęłam się.
- Są gorsze rzeczy od śmierci, Steph - powiedziałam.

***

Kolejny, ciężki dzień pracy. Było lato - okres zbiorów, więc czekały mnie jeszcze kilka takich dni. A przynajmniej tak myślałam.
Wszystko stało się tak szybko.
Rozległ się trzask głośnika, a potem usłyszałam spokojny, stanowczy głos.
" Wszyscy czerwoni mają natychmiast wrócić do swoich bunkrów, umyć się, a następnie stawić na placu"
Informację powtórzono jeszcze dwa razy.
Usiadłam zrezygnowana na ziemi. A więc zaczęło się. Wczoraj po rozmowie ze  Steph stwierdziłam, że rzeczywiście nas nie zabiją. Z pewnością będą chcieli nas wykorzystać. A to będzie gorsze niż śmierć.

Siedziałam tak jeszcze z 10 minut, zanim podszedł do mnie strażnik.
- Nie słyszałaś ogłoszenia?! Wstawaj!
Spojrzałam na niego tępo.
-Nigdzie nie idę - mruknęłam.
Strażnik wkurzony już nie na żarty, brutalnie złapał mnie za ramiona i próbował postawić mnie na nogi. Zaczęłam się z nim szarpać. Mężczyzna był ode mnie dwa razy większy, ale i tak udało mi się go lekko zranić, a mianowicie podrapałam go po tej jego krzywej twarzy. Wrzasnął i uderzył mnie w brzuch z taką siłą, że poleciałam na ziemię.
Przez chwilę leżałam na mokrej glebie i wpatrywałam się w niebo. Moment później stały się naraz dwie rzeczy - postanowiłam sobie, że kiedyś zobaczę niebo spoza obozu i strażnik zaczął płonąć.





Hej, to ja! Wiem, że troche mnie tutaj nie było, ale musiałam coś załatwić i troszke mi to zajeło. Co do opowiadania - wiem, że na razie momentami wieje nudą, ale obiecuję, że za rozdział, dwa to się zmieni!^^ Do zobaczenie :*

-A

1 komentarz:

  1. Kiedy następny rozdział? Uwielbiam "Mroczne umysły", a Twój pomysł naprawdę ciekawie się zapowiada, więc proszę, wstaw kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń